• Polska wersja
  • English version
Oficjalna strona Wojciecha B. Sobieszaka Prezesa CPP Toruń Pacific Oficjalna strona Wojciecha B. Sobieszaka Prezesa CPP Toruń Pacific Oficjalna strona Wojciecha B. Sobieszaka Prezesa CPP Toruń Pacific

Wakacje pod żaglami to od kilku lat nasza ulubiona forma letniej, rodzinnej turystyki. Upodobaliśmy sobie zwłaszcza wyspy wokół Grecji. W 2003 roku opłynęliśmy wyspy Morza Jońskiego, w 2004 Sporady Północne na Morzu Egejskim, w 2005 r. Cyklady na Morzu Kreteńskim. Podczas tych wypraw opłynęliśmy około 25 greckich wysp i zawinęliśmy do ponad 50 portów. Wspaniała forma poznawania nowych miejsc, kontaktu z naturą, możliwość spotkania nietuzinkowych ludzi.

ZATOKA PUCKA I JEZIORO GENEWSKIE

W tym roku postanowiliśmy popływać w bardzo wyjątkowym miejscu - zwanym przez niektórych "Małym Morzem Polski".Zatoka Pucka, bo o niej mówię, jest miejscem docenianym i przez żeglarzy, i przez innych miłośników sportów wodnych. My postanowliśmy po prostu  wyruszyć na wyprawę wspomień. Do tego doskonale nadawał się jacht SY „Sztorman” HOH Puck, który okazał się ­ pomimo swojego wieku ­ całkiem zręczny i dzielny. Krążyliśmy od Pucka do Jastarni i dalej do Gdyni. Pogoda i wiatr dopisały, ale warto też zwrócić uwagę na  rozwój tego regionu, który jest widoczny na każdym kroku. Myślę, że wielu wielbicieli sportów wodnych docenia uroki tego miejsca i coraz częściej cumuje właśnie w Zatoce Puckiej. Miło było powspominać.

W Szwajcari mówi się, że Jezioro Genewskie jest najbardziej błękitnym jeziorem w tym kraju. Być może to prawda. Jak dotąd widywałem to jezioro z lądu i z samolotu. Tym razem dzięki korporacyjnemu programowi socjalnemu, odkryłem jezioro z pozycji żeglarza - i to na całkiem poważnie (zorganizowano nam regaty po tym jeziorze). Można by powiedzieć "jezioro jak jezioro", tyle że duże - takie Śniardwy czy Mamry, otóż nie całkiem tak jest.

Jezioro Genewskie być może rzeczywiście błękitne, prezentuje specyficzne i raczej trudne warunki żeglowania: zmienne wiatry schodzące z Alp, mocno „kręcące” szkwały. Ma to jednak swój sportowy urok, szczególnie w czasie regat. Osobną atrakcją jeziora jest położona w zatoce wcinającej się prawie w samo centrum Genewy fontanna, bijąca w niebo na prawie 50 metrów. Jak mówią dobrze poinformowani, w każdej sekundzie w powietrzu jest 40 ton wody. Wyzwaniem jest dopłynąć jak najbliżej fontanny i nie pozwolić jej wywrócić łodzi. Wystrzeliwana przez potężne pompy fontanny masa wody powoduje bardzo silne turbulencje powietrza. Nas całe szczęście nie wywróciło!

ZATOKA KORYNCKA I MORZE JOŃSKIE 

Wakacje 2008 r. to kolejna morska przygoda, którą odbyliśmy nad Zatoką Koryncką i wśród wysp południowego Morza Jońskiego. Tym razem wiatr dmuchał w żagle żaglowca typu Bavaria 46 o wdzięcznej nazwie TRAMONTANA II. Aby dostać się do Zatoki, musieliśmy pokonać Kanał Koryncki. Jest on znany nie tylko z powodów historycznych ­ tu starożytni Grecy przetaczali okręty na palach, ale i ze swej najdroższej na świecie opłaty za jego przepłyniecie (142 Eur). 

Pierwszym przystankiem był Nowy Korynt - miasto, które zostało wybudowane w 1928 roku po tragicznym trzęsieniu ziemi. Stare miasto uległo wówczas kompletnemu zniszczeniu. Spotkaliśmy tutaj Giannisa Xalimouradosa, właściciela wyśmienitej tawerny rybnej. Jedzenie nie należało do tanich, ale urok osobisty i wdzięk właściciela oraz smaczne potrawy rekompensowały wszystko. 
Potem płynęliśmy do Parali, Itea, na Trizonię, Patras, Zakintos, Kefalonię, Levkas. W małej odległości od miasteczka Itea, gdzie znajdują się starożytne Delfy, oglądaliśmy Zatokę Koryncką - widok był niesamowity. 

Wyspa, a zarazem port - Trizonia, chociaż płaska to jednak z bujną roślinnością bradzo się nam spodobała. Wypływając z niej, zostaliśmy zaskoczeni przez greckiego pilota F 16, który przeleciał niecałe 30 metrów nad nami. W ramach przeprosin za kiepski żart pomachał nam skrzydłami samolotu. 
Mieliśmy też dużo szczęścia, gdyż podczas wyprawy natknęliśmy się niespodziewanie na stado delfinów - naliczyliśmy ich około 40 sztuk. 
Na Zakintos gościliśmy w tawernie KOMIS - gdzie serwują tradycyjną, ale i pyszną kuchnię grecką. Podczas żeglowania nie ominął nas też sztorm - niestety uniemożliwił nam zwiedzanie portu Frikes.Może uda się innym razem. 
Niemniej najpiękniejszym miejscem, które podczas tej wyprawy nas oczarowało była wyspa Levkas z portem Sivota. Ciekawa zabudowa, wyśmienite restauracje, przepiękne widoki - to miejsce pozostanie na zawsze w naszych wpomnieniach. 

W 2007 roku zamierzaliśmy dotrzeć do archipelagu Sporad Wschodnich na Morzu Egejskim, jednak pogoda pokrzyżowała nasze plany. Tym razem wyruszyliśmy z Lavrio, portu leżącego w Grecji kontynentalnej w pobliżu Świątyni Posejdona, a naszym pierwszym celem było Karistos na wyspie Evia. W planach mieliśmy przepłynięcie na Hios, niestety, mimo słonecznej pogody, porywiste wiatry o sile 6-7 w skali Beauforta nie pozwoliły nam pożeglować dalej na wschód. Udało nam się natomiast dopłynąć do portu Gavrio na wyspie Andros, gdzie powitał nas smutny obraz jachtów z porwanymi żaglami. Przy odrobinie szczęścia podołaliśmy jeszcze przeprawie do portu Tinos na wyspie o tej samej nazwie, gdzie utknęliśmy już na dobre na cały tydzień. 

Wiatr był tak silny (8-12 w skali Beauforta, maksymalna wartość skali!!!), że często zdarzało nam się gonić obiekty, które w swojej naturze latać nie powinny, jak na przykład jedzenie. Naszą jedyną szansą na zwiedzenie innych wysp był duży prom pasażerski, ponieważ żadne mniejsze statki wycieczkowe nie mogły opuścić portu. W ten sposób udało nam się przedostać na wyspę Mikos. Po pełnych sześciu dniach w porcie,  pogoda na krótko się poprawiła, więc pożeglowaliśmy w kierunku Kithnos. Niestety, po drodze nadeszło kolejne załamanie i wiatr o sile regularnej "ósemki". Byliśmy zmuszeni maksymalnie zredukować żagle i wytężyć siły, żeby znaleźć miejsce w zatłoczonym porcie, w którym zdążyło się już schronić wiele jednostek. Okazało się, że był to nasz ostatni postój - pokonani przez aurę, wyruszyliśmy o świcie z powrotem do Lavrio, wykorzystując chwilową poprawę warunków. Tego samego dnia nadeszło kolejne załamanie pogody.

WYSPY ALANDZKIE 

Wyspy Alandzkie, Alandy to archipelag składający się z ponad 6 500 wysp i wysepek położonych na Morzu Bałtyckim, u wejścia do Zatoki Botnickiej. Alandy zamieszkuje 26 967 osób (31.3.2007). Jest to terytorium rdzennie szwedzkie, formalnie jednak w granicach administracyjnych Finlandii. Stolicą Wysp Alandzkich jest Mariehamn (fiń. Maarianhamina). To 10 tysięczne miasto leży 590 km na północ od przylądka Rozewie, 870 km od Warszawy, nieco powyżej Sztokholmu i niemal dokładnie na szerokości geograficznej Helsinek. Na wyspy wybraliśmy się w maju 2007 r. Pogoda jak widać na zdjęciach nam sprzyjała.

Wyspy pokoju Alandy nazywane są Wyspami Pokoju (Fredens öar). Obowiązuje tu zakaz przeprowadzania jakichkolwiek ćwiczeń militarnych, przelotu samolotów wojskowych i wpływania na wody wewnętrzne jednostek floty wojennej. Mieszkańcy tu urodzeni lub przybyli przed 12. rokiem życia zwolnieni są z obowiązku służby wojskowej.

Autonomia Wyspy Alandzkie posiadają autonomię poza dziedzinami zarządzanymi centralnie przez państwo fińskie, tj.: polityka zagraniczna, prawo i sądownictwo, handel i finanse. W sprawach umów międzynarodowych dotyczących Wysp Alandzkich potrzebna jest zgoda ich przedstawicieli, co miało miejsce m.in. przed przystąpieniem Finlandii i Alandów do Unii Europejskiej. 
Język Językiem urzędowym jest szwedzki, którym posługuje się 94% mieszkańców. 

Flaga Alandy szczycą się od 1954 własną flagą. Jest to szwedzki żółty krzyż na niebieskim tle z wpisanym w nim drugim, mniejszym, w kolorze czerwonym. Na zdjęciu obok z żoną Grażyną stoimy przed gmachem alandzkiego parlamentu, na którym powiewa alandzka flaga. 

Raj na ziemi Alandy to oaza spokoju. Gęsto zadrzewione czerwone skały wcinają się w morze. Widoki są malownicze, co widać na zdjęciach. Wyspy Alandzkie można z powodzeniem zwiedzić na rowerze. Jest to bardzo popularny środek transportu i to nie tylko wśród turystów. Alandy są bardzo chętnie odwiedzane przez Finów, jednym z powodów jest to, że nie obowiązuje na wyspach... prohibicja. Na Alandach można zjeść smacznie i oryginalnie. Tamtejszą specjalnością są przyrządzane na różne sposoby ryby, peklowane, wędzone, pieczone, a także jagnięcina, która niepowtarzalny smak i aromat uzyskuje dzięki wypasaniu owiec na pełnych ziół łąkach.

DODEKANEZY 

W lipcu 2006 r. jachtem o nazwie "Tilos", typu Dufour GibSea 41, z mariny Mandraki na Rodos wyruszyliśmy na zdobycie archipelagu Dodekanezy na Morzu Egejskim. Odwiedziliśmy Symi, Kos, Kalymnos, Leros, Lipsi, Patmos, ponownie Kalymnos i Kos (port Kamri) oraz Tilos, by wrócić na wyspę Rodos. Łącznie przepłynęliśmy 297 mil morskich. Podczas tego rejsu zwiedziłem kolejną grupę wysp greckich. Północna część Dodekanezów jest najatrakcyjniejsza ze wszystkich wysp greckich, jakie udało mi się dotąd zobaczyć - łącznie 33 wyspy. Nie ma tu zbyt wielu turystów. Można rzec, że wyspy pozostają nadal dziewicze.

Szczególnie urzekła mnie wyspa Lipsi. Wielkie wrażenie wywarły zabytki z początków chrześcijaństwa, związane z działalnością św. Jana Apostoła, z wyspy Patmos. Warto wybrać się także na Nassiros. To wyspa wulkaniczna, z położonym w jej centrum wulkanem z kraterami Aleksandros i Stefanos, będącym największą atrakcją turystyczną. Nassiros liczy 900 mieszkańców. Wyspa mimo niewielkiej powierzchni (40 km kw.) ma parę rzeczy godnych zwiedzenia. Pierwszą z nich jest liczący sobie bagatela 2600 lat zamek Palekastro. Innymi zabytkami są liczne klasztory, z których najciekawszy Panagia Spiliani zbudowano w murach zamku joanitów. Podczas rejsu siła wiatru dochodziła do 8 stopni w skali Beauforta. W lipcu Meltemi wieje dość mocno, pozwala pożeglować, ale wymaga też od załogi sporych umiejętności.